Forum www.shirofandom.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Twórczość / Poza m&a   ~   Postapokaliptyczne opowiadania.
Velessinn
PostWysłany: Pon 21:01, 19 Mar 2012 
Adept


Dołączył: 09 Lut 2012
Posty: 454
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lodówka


Co jakiś czas będę tutaj wrzucał opowiadania związane z postapokaliptyką Smile Nie są moje ale są zajebiste. Na początek moje ulubione

Cytat:
"Torba pachnących wspomnień"

Otwieram oczy. Ciężkie, zakrwawione źrenice podnoszą się.
Gwiazdy. Jakie to niebo zajebiście rozgwieżdżone.
Wysilam obolałe od wysiłku mięśnie, wstaję. Przechodzę kilka kroków między gratami na podłodze, potykam się - „Sorry Dust”. Pochylam się nad nim, wsuwam dłoń do kieszeni dżinsów, jest. Zabieram, jemu to już nie będzie potrzebne.
Siadam, jak co wieczór odkąd pamiętam, na masce tego Mustanga. Kiedyś ktoś pierdolnął w niego z rakietnicy, reszta nie nadawała się nawet na złom. W zimne wieczory siadaliśmy tu z Dustem. Teraz siadam sam.
Jakie to niebo jest zajebiście rozgwieżdżone.
Moje wnętrze płonie. Serce pompuje kwas, żołądek trawi sam siebie, a żyły cofnęły mi się w głąb przedramion. Patrzę przed siebie. Na tony gruzu, żelaza i stłuczonego szkła leżącego na ulicy. Jakoś tak nie było kiedy tego wszystkiego sprzątnąć. Wyciągam szluga. Zaciąganie już dawno przestało mi smakować, robię to raczej… z przyzwyczajenia. Moje oczy zatrzymują się na czymś, co leży wkopane w gruz.
Miała piękne zielone oczy. Miała piękne blond włosy. Gdybym potrafił wierzyć w Boga, tak pewnie wyglądaliby aniołowie. Jest ubrana jednocześnie tak swobodnie i elegancko, zapewne wybierała się na randkę z jakimś wspaniałym gościem. A ten szczęśliwiec pewnie rozsypuje się gdzieś czterysta metrów stąd i jest w takim stanie, że ciężko zidentyfikować co jest nim, a co ławką, na której siedział.
Tony tego cholerstwa na naszych pięknych ulicach, Dust. Zostaliśmy tylko my.
Zamykam oczy.
Otwieram oczy.
Znów to uczucie. Ta fala spokoju po napadzie agresji, po brutalnie wyładowanej sile. Znów czuję jego krew na pięściach. Tysiące razy wyobrażałem sobie, jak własnoręcznie rozłupuję mu czaszkę. Teraz ta wizja była bardziej realna niż wtedy. Dust, proszę, cały jestem we krwi.
Odgarniam tłuste włosy z czoła, ubieram kaptur bluzy. Kurwa, nie wiem co jest lepsze - umrzeć w jakimś wybuchu, który rozpierdolił pół Stanów i zdziesiątkował całą ludzkość, czy wegetować tutaj, codziennie patrzyć na ich trupy, okradać ich domy i pompować w żyłę. Ból jest nie do zniesienia, szlugi nie mają smaku, chcemy mocniejszych dawek. Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia… trochę jak wtedy, gdy poznaliśmy Alice. Ale Alice już nie ma. Jego też już nie ma. Jesteśmy tu tylko ty, Dust, i ja. I moje zepsute wspomnienia. Czasem po prostu chciałbym zrobić sobie ostry reset, nie pamiętać tego wszystkiego. Nie pamiętać tego cierpienia mieszanego z ekscytacją, smaku codziennej nienawiści… Albo po prostu kiedyś zasnąć i się nie obudzić.
Dust, nie zostawiaj mnie samego. Tak bardzo cię potrzebuję. Tak bardzo się boję. Kiedyś wstydziłem się własnych łez. Teraz płaczę, bo sprawia mi to nikłą ulgę. To tak jakbym świadomy swojej skruchy wymazywał łzami własne winy.
Każda kolejna działka wypala jakieś nikłe, nieistotne wspomnienie. Wypaliła jej wygląd, jej zapach, ciepło jej ciała. Dust, jesteś najgorszą rzeczą jaką spotkałem. Pierdoli mnie to co się stało, pierdolą mnie Stany, mam w dupie czy ktoś tam jeszcze żyje. Ja żyję, a to jest kurwa znak z góry. Mam żyć najdłużej jak się da.
To tak bardzo boli…
Nie, Dust, nie mogę tego wziąć. To zabija. To trucizna… Kurwa, nie chcę…
Racja, chcemy tego tak samo, ty i ja.
Tabletka jest w tylnej kieszeni dżinsów.
Zamykam oczy.
Otwieram oczy.
Świeci słońce, jakaś kobieta pomaga mi wstać z chodnika. Ma pogodną twarz, jest trochę przy kości, wygląda dobrodusznie. „Uważaj na siebie synu, takie rzeczy są niebezpieczne. Ktoś mógł zabrać ci portfel”. „Jaki portfel…?” chcę zapytać, ale rzeczywiście, coś jest w tych moich spodniach. Rozglądam się. Nie ma gruzu, trupów, gruzu, naszego mustanga, gruzu. Jeżdżą tu samochody. Dwie super laseczki uśmiechają się do mnie z drugiego końca ulicy. Spaceruję chodnikiem, który w tym słońcu wydaje mi się taki czysty… W porównaniu z naszą…
Cieszę się jak dziecko. Wbiegam do baru, muzyka klubowa wgniata w głąb czaszki moje bębenki. Podbiegam do baru, jednym skokiem siedzę już na krzesełku. Za ladą stoi elegancki wąsaty barman. Na mój widok uśmiecha się, odstawia szklankę, którą właśnie przecierał ścierką, przysiada się naprzeciw mnie. Bez słowa komentarza unosi kufel, nalewa browar. Kurwa, jaka piękna piana… A ten smak… Nigdy nie piłem piwa z sokiem. Teraz moje ciało pragnie każdego doznania, łapczywie dolewam sok i piję, dopóki nie zachłysnę się tym płynem. A roześmiany barman dolewa mi jeszcze kubek. Próbuję odgadnąć sens mojej radości. „Kibic...?”, przeczę kręcąc głową. „Dostałeś spadek? Trafiłeś szóstkę? Teściowa kopnęła w kalendarz...?”, a ja odrywam usta od kufla, zamykam powieki, cieszę się tą chwilą. Otwieram oczy, a on dalej przede mną stoi. I dalej się uśmiecha.
„Miałem chory sen. Wybuchły bomby. Wszyscy zginęli. Miasto zamieniło się w kupę gruzu i byliśmy jedynymi ludźmi, którzy przeżyli. Nawet nie potrafisz wyobrazić sobie, czym jest cisza. Tak głęboka i przejmująca… złowieszcza… I samotność…”
Obok siada wspaniała blondynka. Gdybym potrafił wierzyć w Boga, tak pewnie wyglądaliby aniołowie. Siedzi, zamawia drinka, przygląda mi się z pozoru niewinnie. Powinna być teraz na randce, w parku czeka na nią wspaniały chłopak, które swe ciężko wytargowane kieszonkowe wydał na kwiaty. Uśmiecham się, ona też się uśmiecha.
Zamykam oczy.
Otwieram oczy.
Patrzymy na zachód słońca. Alice, jak zwykle jesteś taka piękna. Za każdym razem kiedy patrzę na twoje włosy, na twój uśmiech, zaglądam w twoje smutne oczy. Za każdym razem kiedy stoisz przy mnie w tych wysokich szpilkach, przez które skręciłaś nogę w kostce, za każdym razem kiedy wspierasz się na moim ramieniu, kiedy czuję twój zapach, kiedy słyszę twój głos, czuję tylko silne ukłucie w dołku. Pachniesz kremem kakaowym.
Kiedy przechodzisz obok mnie, a na twojej twarzy widzę tylko odrazę i głęboki żal.
Któreś z nas przewraca kieliszek. Czuję twoje ciepło.
Smakujesz tak słodko.
Zamykasz oczy.
Zamykam oczy.
Otwieram oczy.

Leżę zagrzebany w pyle i gruzie przez własne konwulsje. Rozglądam się… wszystko to wygląda tak… płaczę. Jak małe dziecko. Szlocham, wyję, ryczę. Jest mi źle. Jestem sam. Nikt mnie nie kocha. Zdechnę tu z głodu. Dobije mnie ta pustka. Na czworakach, przez gruz, wpełzam do Nory. Dust, nie zostawiaj mnie. Dust, jest mi źle. Dust, nikt mnie nie kocha. Dust, dlaczego to wszystko jest takie zasrane. Dust.
Dust, dlaczego nie żyjesz kiedy cię potrzebuję?
Wtulam się w jego nieczułą pierś. Ręce zaciskają się kurczowo na jego koszuli. Materiał tłumi szloch.

Kurczakus.



Komentować i pisać Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Velessinn dnia Pon 21:11, 19 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.shirofandom.fora.pl Strona Główna  ~  Twórczość / Poza m&a

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach